wtorek, 28 kwietnia 2015

Trójkąty, kółka i piramidki, czyli o zabawkach Adrianka

Już od dłuższego czasu Adrianek bardzo lubi sortery. Może nawet 10 minut siedzieć i bawić się. A na niego to bardzo długo. Oczywiście zazwyczaj ktoś musi mu pomagać, bo w wieku 14 miesięcy jeszcze nie bardzo umie trafić w odpowiedni otwór. Ma też problem z właściwym złapaniem klocka, żeby go włożyć do sortera.

A co dziecku daje zabawa sorterem? Oprócz radochy oczywiście:) Przy okazji zabawy dziecko uczy się koncentracji uwagi, koordynacji ręka - oko, cierpliwości, rozróżniania kształtów i umiejętności analizy. Zabawa sorterem ćwiczy sprawność paluszków co może być przydatne m.in. do późniejszej nauki pisania.


Oto sortery, które posiada Adrianek.


Żyrafą bawi się sam i zazwyczaj wrzuca tylko tego jednego klocka, bo pasuje w kilka otworów:)





Sorter kupiony w SH - jeden z ulubionych






Ma jeszcze autobus, o którym pisałam tu


Drugi rodzaj zabawek wspomagających rozwój malucha to piramidka z kółek. Synek je uwielbia i bardzo dobrze sobie z nimi radzi. Zakładaniem i ściąganiem kółek potrafi zająć się przez długie minuty.


Plastikowa piramidka Fisher Price



Piramidka drewniana



A tu zwierzaczek zamiast kółek




Na koniec bardzo fajne połączenie piramidki z sorterem







A co Wy myślicie o takich zabawkach? W jakim wieku Wasze dzieci zaczęły wkładać klocki do właściwych otworów?

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Odc.9 - o miłości i przeszkodach

Znacie zapewne Lucy Maud Montgomery i jej "Anię z Zielonego Wzgórza". Wspaniała książka. Nie wiem jak jest teraz, ale jak ja chodziłam do szkoły to była lekturą. Ale Lucy Maud Montgomery napisała też mnóstwo innych książek i o jednej z nich chcę Wam dziś opowiedzieć.

"Kilmeny ze starego sadu" jest to opowieść skierowana bardziej do nastolatek, ale czyż dorośli nie lubią czasem sięgnąć po książkę młodzieżową a nawet dziecięcą? Ja lubię:)

Eryk właśnie ukończył wydział humanistyki z pierwszą lokatą. Jest przystojny, wysportowany, inteligentny. Ma bogatego ojca. Jego o 10 lat starszy przyjaciel, Dawid, nie jest zbyt atrakcyjny. Jest lekarzem laryngologiem i musiał pokonać na swojej drodze wiele przeszkód i trudności. Dziwnym zrządzeniem losu Eryk wyjeżdża do Lindsay na Wyspie Księcia Edwarda, żeby zastąpić swojego znajomego ze studiów jako nauczyciel. Miejscowość jest mała i spokojna, więc praca Eryka nie jest zbyt ciekawa. Pewnego dnia wybiera się na spacer. Dociera do sadu, gdzie słyszy jak ktoś gra na skrzypcach. To Kilmeny - prześliczna, ale strachliwa dziewczyna. Ucieka przed Erykiem, ale chłopak jest nią zafascynowany. Od swojej gospodyni dowiaduje się, że dziewczyna jest niema, ale i tak chce ją ponownie zobaczyć. Zakochuje się w niej. Jak to się dawniej mówiło - zaleca się do niej. W końcu oświadcza się, ale Kilmeny nie przyjmuje oświadczyn. Mówi, że kocha go, ale nie chce unieszczęśliwiać, gdyż nie nadaje się na żonę dla niego m.in. dlatego, że nie może mówić. Eryk w akcie rozpaczy pisze do swojego przyjaciela Dawida, który przecież jest laryngologiem i prosi go o pomoc. Przyjaciel przybywa na pomoc i....


....i reszty musicie się sami dowiedzieć czytając książkę:)

Książka, jak to zwykle u tej autorki, jest pełna kwiecistych opisów przyrody. Przyznam szczerze, że te opisy to czasem tylko w skrócie czytam:) Jednak mimo to bardzo lubię książki Lucy Maud Montgomery i z czystym sumieniem mogę polecić także "Kilmeny ze starego sadu". Książka do przeczytania akurat w jedno popołudnie. Moja ocena to 4,5-6.

środa, 15 kwietnia 2015

Trudna sztuka chodzenia

Adrianek jest teraz na etapie nauki trudnej sztuki chodzenia. Jak wiecie 26 lutego skończył rok, ale nadal sam nie potrafi chodzić. Jak to mówią: każde dziecko rozwija się inaczej. Od kiedy skończył 4 miesiące chodzimy z nim dwa razy w tygodniu na rehabilitację, bo lekarz wykrył, że ma wzmożone napięcie mięśniowe. Przez pierwsze tygodnie były płacze, ale później się przyzwyczaił a nawet polubił rehabilitację i swoją rehabilitantkę, panią Beatkę. A dlaczego o tym piszę? Bo wiele rzeczy tam się dowiedziałam i ciągle dowiaduję.

Jeszcze jak byłam w ciąży zdecydowaliśmy, że naszego dziecka nie będziemy wsadzać w chodzik. Jest to może wygodne dla rodziców, ale bardzo niezdrowe dla dziecka. A podczas rehabilitacji utwierdziliśmy się w tym. Pani Beatka powiedziała, że dziecko (a szczególnie chłopiec) powinien raczkować. Już wcześniej też czytałam o tym jak potrzebne jest raczkowanie i ortopeda też mówił to samo. Tak więc Adrianek nauczył się raczkować i teraz też właśnie na czworakach najchętniej by się poruszał, ale nadszedł czas, żeby nauczył się chodzić. Przy meblach bardzo dobrze sobie radzi, czasem nawet zrobi ze 4 kroczki sam, ale bez pomocy jakoś nie ma ochoty chodzić. Takim wspomagaczem, którego czasem używamy jest pchacz. Na rehabilitacji też pani Beatka go używa, więc chyba nie ma przeciwwskazań:)

My mamy pchacz firmy vtech i bardzo go sobie chwalimy. Kupiliśmy go jak Adrianek miał kilka miesięcy, ale od początku się nim bawi, bo jest tam dużo przycisków, muzyczek itd. Nowego nie kupowaliśmy tylko tanio odkupiliśmy używany i tak wypadło, że akurat różowy był, ale nam to nie przeszkadza:)

Przy pchaczu Adrianek zaczął chodzić dopiero niedawno, wtedy kiedy pozwolił mu na to jego rozwój. To nie jest tak jak z chodzikiem, gdzie dziecko się wkłada nawet jak jeszcze siedzieć dobrze nie umie, ale w chodziku da radę się przemieszczać. Przy pchaczu dziecko musi umieć podążyć za nim, czyli najlepiej jak już potrafi przemieszczać się np. przy meblach. Z tego co czytałam niektóre pchacze są za lekkie i uciekają dziecku. U nas nie ma tego problemu, ale to może też dlatego, że u nas wykładzina jest a nie śliskie panele.

Powiem szczerze, że jestem zadowolona z naszego pchacza. Ostatnio nawet Adrianek sam go wyciąga i chodzi przy nim i mam nadzieję, że niedługo w końcu zacznie sam chodzić:)









W jakim wieku Wasze dzieci zaczęły chodzić? Używałyście chodzika lub pchacza?

sobota, 11 kwietnia 2015

Dominik

Dziś kolejny post charytatywny.

Już niedługo, bo w czerwcu, Dominik będzie miał drugie urodzinki. Ale Dominiś nie jest taki jak inne dzieci. Nie będę Wam wymieniać fachowych terminów tylko powiem po prostu, że On żyje połową serduszka. W pierwszych miesiącach życia przeszedł kilka zabiegów, ale ostatni najważniejszy etap dopiero przed nim. Operacja, dzięki której krew żylna powracająca z organizmu kierowana będzie bezpośrednio do płuc - to jest Jego szansa na życie. 

I jak zwykle chodzi o pieniądze. Jest szansa na operację, jest termin (wrzesień 2015), ale niestety nie ma pieniędzy. Bo kto z Was ma prawie 160 tysięcy złotych? Pewnie nikt. Ja nie mam, rodzice Dominika również nie posiadają tej ogromnej kwoty. Dlatego prowadzona jest zbiórka i jeśli ktoś może i ma ochotę to zapraszam do wpłacania choćby złotówki. Pewnie sobie myślicie: "A co zmieni jedna złotówka ode mnie?". Bardzo dużo może zmienić, bo jak np. 100 osób wpłaci po takiej złotówce to już jest 100 złotych. 

Więcej o Dominiku możecie poczytać na jego stronie na Facebooku (tu). A poniżej przedstawiam kilka zdjęć (opublikowanych za zgodą mamy Dominika).





wtorek, 7 kwietnia 2015

Biblioteczka Adrianka cz. 2

Najpierw chciałabym Wam opowiedzieć o gumowych książeczkach Adrianka. Nie ma ich dużo, bo tylko dwie, ale za to bardzo je lubi. 

Pierwsza pt. "Animals" jest ze zwierzątkami i ich nazwami napisanymi po angielsku. Książeczka nie jest duża, jest tam m.in. pies, żółw i wieloryb. 



Druga książeczka jest większa. Co ciekawe "Kotka Psotka" to taka książeczka do czytania a nie tylko do oglądania. Opowiada o tym jak różne zwierzątka świetnie się bawią w ogrodzie. Adrianek uwielbia jak mu czytam tę książeczkę i zmieniam głos przy każdym zwierzaczku:)



A teraz o książeczce dla większych dzieci. "Nietoperzyca Kaja i piękno uważności" Agnieszki Pawłowskiej to bardzo mądra książeczka. Opowiada o tym, że każdy z nas jest piękny i wyjątkowy taki jaki jest. Nietoperzyca Kaja uważała się za brzydką i stroniła od innych. Myślała, że jest dziwadłem, bo żyje inaczej. Pewnego dnia spotkała kotkę Wiktorię. Ta nauczyła ją za pomocą czterech kamieni, że nie znajdzie szczęścia zmieniając siebie tylko musi zaakceptować i pokochać siebie taką a nie inną. Cudowna i pouczająca opowieść ze wspaniałymi ilustracjami. Przypomina o tym, że każdy z nas jest wyjątkowy.







czwartek, 2 kwietnia 2015

Misa z wilkiem

Chciałabym Wam pokazać moje "dzieło" sprzed kilku lat. Bądźcie wyrozumiali:)

Misę zrobiła moja siostra. Najpierw położyła 4 warstwy papieru (tzn. oklejała paskami papieru) a później okleiła to masą papierową. Następnie trochę wyszlifowała i oddała mi do malowania.
Wahałam się między kilkoma pomysłami, ale w końcu wybrałam wilka podczas pełni księżyca. Misę malowałam łącznie jakiś tydzień. Szczegółów już nie pamiętam dokładnie, bo to było dawno, mniej więcej po premierze w Polsce filmu "Zmierzch". Dlatego wilk tam się znalazł - kto czytał lub oglądał ten będzie wiedział o co chodzi:)
Powiem szczerze, że mnóstwo pracy z tym było. Misa ma jakieś 20 cm wysokości, więc to jest dość duża powierzchnia do malowania. Najpierw malowałam zewnętrzną część (spód też). To było trudne ze względu na tego wilka, drzewa itd. Ale wewnętrzna część też  nie należała do łatwych ze względu na trudny dostęp. Na koniec jeszcze 2 albo 3 warstwy lakieru i można cieszyć oczy widokiem ukończonej misy:) Pracy było dużo, ale radochy przy tworzeniu było jeszcze więcej:)







Prosiłabym Was o szczere opinie. Za wskazówki również będę wdzięczna, bo mam zamiar wrócić do malowania.