poniedziałek, 30 marca 2015

Odc.8 - 2w1, czyli nic ciekawego

Dziś o "Grze pozorów" Jayne Ann Krentz. Długo się zastanawiałam czy opisywać tu tę książkę czy nie, ale doszłam do wniosku, że skoro półtora miesiąca straciłam na przeczytanie to opowiem Wam o niej.

Książkę dostaliśmy już dość dawno w Netto. Na pierwsze urodziny naszego Netto za zakupy powyżej 50 złotych dawali albo kawę albo książkę. Ja wybrałam oczywiście coś do poczytania. Lubię Jayne Ann Krentz, więc wzięłam właśnie tę książkę. Rozczarowaniem nr 1 było to, że to nie jest jedna książka a dwie w jednym tomie. Jest tu: "Gra pozorów" i "Hawajskie wakacje". Na okładce jest napisane, że "Gra pozorów" jest autorstwa Jayne Ann Krentz a w środku, że autorką jest Penny Jordan - ogólnie pomieszanie z poplątaniem i nie wiadomo o co chodzi.

Jeśli chodzi o tę pierwszą książkę to za wiele Wam nie powiem na jej temat. Opowiada o Jamie, która jest asystentką znanej malarki. Poznaje Cade'a i zakochuje się w nim. Jamie mu zaufała, ale okazuje się, że Cade romansował z nią, żeby zdobyć dowody obciążające brata jej pracodawczyni. Zrywa z nim, on wyjeżdża, ona później jedzie do niego. Ogólnie nudne to było jak flaki z olejem. Czytałam i czytałam, męczyłam to strasznie długo a później to już zaczęłam co trzecie zdanie czytać byleby jak najprędzej skończyć. Moja ocena to 2/6 a 2 tylko z tego względu, że jakimś cudem udało mi się doczytać do końca (piąte przez dziesiąte, ale się udało).

"Hawajskie wakacje" były już trochę bardziej interesujące. Główna bohaterka, Sabrina, ma zamiar wyjechać na Hawaje na wakacje połączone z seminarium na temat średniowiecznego rycerstwa. Jednak krótko przed wyjazdem dowiaduje się, że razem z nią pojedzie Jake Devlin jako jej ochroniarz. A to
wszystko przez jej matkę przerażoną groźbami dotyczącymi jej rodziny. Jako że to romans, więc Sabrina i Jake zakochują się w sobie, ale ich perypetie były ciekawsze. Okazało się, że faktycznie ochroniarz był potrzebny Sabrinie. Interesujące też było to seminarium, były rozmowy m.in. o królu Arturze i Lancelocie. Moja ocena to 3,5/6, więc jest nieco lepiej.

Podsumowując: nie polecam. Jeszcze "Hawajskie wakacje" można przeczytać jak nie ma nic innego pod ręką, ale po "Grę pozorów" na pewno już nigdy nie sięgnę. Za to Adrianek chętnie ją ogląda;)

6 komentarzy:

  1. Dzięki za tą recenzję ;))
    Mogłabyś kliknąć u mnie w linki z ubraniami? Bardzo mi zależy :) http://nataliexbrunette.blogspot.com/2015/03/lucky-ones.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli nie będę jej czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie recenzje też są potrzebne, żeby ktoś inny nie męczył się taką książką, albo nie kupił jej sobie na wakacje, to dopiero porażka tachać ją w walizce, żeby odkryć, ze jest nie do przeczytania. Albo zabrać jako umilacz podróży i męczyć się nią w pociągu, samolocie lub autobusie.

    OdpowiedzUsuń