czwartek, 5 lutego 2015

O niepanikowaniu, uderzaniu i dzwonieniu czyli... pierwsza pomoc

Dziś rusza Czwartkowy Cykl Dzieciaczkowy. Będę tu umieszczała różne różności związane z dziećmi:)

Dziś będzie o tym co zrobić gdy dziecko się czymś zakrztusi. Prawdopodobnie każda matka przez to przeszła, ja niestety też. W pierwszym przypadku, gdy Adrianek miał jakieś 8 miesięcy, musieliśmy wezwać pogotowie. Widok dziecka krztuszącego się i nie mogącego złapać powietrza jest straszny. Przestraszyliśmy się okropnie tym bardziej, że widziałam, że nie brał nic do buźki i nie wiadomo było od czego to wszystko. Jedyne co zrobiłam to trochę pod kątem go trzymałam i klepałam po pleckach. Pogotowie przyjechało po jakichś 10 minutach (to jak wieczność dla mnie było), ale na całe szczęście jakąś minutę przed ich przyjazdem sytuacja była już w miarę opanowana. Panowie z pogotowia byli bardzo mili, jeszcze raz sprawdzili czy nie ma niczego w buźce i zabrali nas, żeby pediatra mógł zbadać Adrianka. Prawdopodobnie powodem był katar i wydzielina spływająca nie tam gdzie trzeba. W drugim przypadku synuś odgryzł kawałek folii z butelki. Od tej pory już uważnie patrzyliśmy co mu dajemy do zabawy, mimo że jego ząbki były jeszcze malutkie i miał ich niewiele. Na szczęście wypatrzyłam to w jego buzi i udało mi się za pierwszym razem wyjąć. Ufffff... i po strachu. Jakiś rok temu, gdy jeszcze byłam w ciąży, moja położna środowiskowa zorganizowała takie spotkanie, na którym ratownik pokazywał jak udzielać pierwszej pomocy niemowlętom i małym dzieciom. Ale ja o tym wszystkim nie pamiętałam i później sobie odświeżałam pamięć:) I chyba co jakiś czas będę czytać ten post, żeby na pewno wiedzieć co robić:)

Gdy dziecko się zadławi, np. przy jedzeniu, nie szarpiemy go do góry tylko bierzemy, jeśli jest to możliwe, na bok. Jeśli widzimy w buźce ten obiekt, którym dziecko się krztusi, próbujemy wygarnąć go małym palcem. Ale tak delikatnie, nie pchać dziecku palca aż do gardła, bo możemy przesunąć to dalej zamiast wyciągnąć. Gdy nam się to nie uda i dziecko się dusi, sinieje, to jeśli jest z nami druga osoba to wzywa pogotowie a my udzielamy dziecku pomocy (gdy nie ma drugiej osoby to nie dzwonimy na pogotowie w tej właśnie chwili bo najważniejsze jest udzielenie dziecku pomocy - tu liczy się każda sekunda).
Układamy niemowlę na przedramieniu wzdłuż mostka, palce drugiej ręki ułożone w literę L kładziemy na żuchwie dziecka. Obracamy układając główkę w dół podtrzymując na kolanie tak, aby pupa znajdowała się nieco wyżej niż główka. Następnie uderzamy nasadą dłoni między łopatki do 5 razy i za każdym razem sprawdzamy czy ciało obce nie wypadło. Trzeba pamiętać, że nie wolno uderzać całą dłonią. Najczęściej to pomaga i dziecko zaczyna płakać a wtedy pamiętajmy, żeby nie podrywać go do góry, żeby przytulić (jak to instynktownie większość ludzi by zrobiła), bo ciało obce mogło jeszcze zostać w buźce a taki gwałtowny ruch do góry może spowodować, że maluch z powrotem się zadławi. Zamiast tego odwracamy dziecko na bok i kontrolujemy czy dziecko ma coś jeszcze w buźce a jak tak to wygarniamy. Wtedy dopiero można uspokoić i przytulić dziecko.
Jeśli jednak te 5 uderzeń nie pomogło obracamy dziecko na wznak z głową skierowaną w dół i wykonujemy dwoma palcami 5 uciśnięć klatki piersiowej w dolnej połowie mostka (a jeśli jesteśmy sami to przed rozpoczęciem dzwonimy na pogotowie - pamiętajmy, żeby podać wszystkie szczegóły a przede wszystkim jak wygląda sytuacja i adres). Jeśli ciało obce nie zostało usunięte wykonujemy na przemian sekwencję uderzeń okolicy międzyłopatkowej i uciśnięć klatki piersiowej do momentu usunięcia przedmiotu z dróg oddechowych. Jeżeli dziecko nie oddycha i straciło przytomność trzeba udrożnić drogi oddechowe, kontrolujemy jamę ustną, wykonujemy 5 oddechów ratowniczych i rozpoczynamy resuscytację bez oceny krążenia. Przy udrażnianiu dróg oddechowych sprawdzamy czy nie widać tam ciała obcego. Kontynuujemy resuscytację dopóki nie przyjedzie pogotowie.


Podaję Wam link do filmiku, gdzie bardzo dobrze jest to pokazane

Na zdjęciu trochę humorystycznie - rzecz, którą Adrianek chyba nie da rady się zadławić:) 

A za tydzień w Czwartkowym Cyklu Dzieciaczkowym... zupełnie o czym innym:)

1 komentarz:

  1. U nas chyba nie było takiej sytuacji bo teraz myśląc nie mogę sobie przypomnieć....
    Pewnie też umarła bym ze strachu :(

    OdpowiedzUsuń